trochę Beauvais, Paryż z okna autobusu i poranne Słońce w Tuluzie

by 19:15
Beauvais -trochę, bo miałam czas do blablacara,
Paryż - z autobusu, bo nie miałam czasu na spacer
A Tuluza - nieśmiały wschód Słońca następnego dnia





















czas się zatrzymał

by 14:21
Przyjemny szum drzew w drodze nad rzekę. Spadające pod nogi szyszki. Skrzyp gałęzi. Przyjemnie chłodna woda kontrastująca z gorącym piaskiem. Próba znalezienia wewnętrznego spokoju jeszcze przed południem. Słońce świeci prosto w twarz. Jest białym punktem na niebiesko czystym niebie. Nie pozwala na siebie patrzeć. Kolejna próba zaakceptowania siebie. Wdech. Wydech. Zamknij pomału oczy. Myśl, że jesteś częścią tego co Cię otacza. Potrzebną częścią. Białe nieopalane dotąd nogi zaczynają się różowić. Delektujesz się szelestem liści, słyszysz dźwięki wydawane przez owady oraz ćwierk ptaków przedzierający się przez leśną roślinność. Ból głowy pomału Cię opuszcza. Bierzesz notes, żeby zapisać parę zdań z dzisiaj. Wierzysz, że pomogą Ci one w poukładaniu siebie. Z płynących leniwie myśli wyrywa Cię dzwoniący telefon. Robisz przerwę. Obserwujesz coraz więcej pojawiających się ludzi nad rzeką. Ktoś właśnie instaluje się zaraz obok Ciebie. Atmosfera prywatności pryska.






magic

by 22:09
Za dzisiejszy pomysł na wieczorny light painting z chrześnicą odpowiada Gonciarz. Rzucił pomysł a my świetnie bawiłyśmy się razem kończąc dzień.











„Prawdziwa przyjaźń nigdy nie jest właściwie pewna. Prawie jest niemożliwa. Mnie zawiodła wiele razy. A wydawała mi się przyjaźnią… do śmierci. Przyjaźń właściwie jest naszym wkładem w drugiego człowieka. A nie musi być wzajemnością, mimo objawów wzajemności. My nie wiemy, czy wkład drugiego człowieka w naszą przyjaźń jest identyczny jak nasz. To jest tak jak z miłością. Dwoje ludzi się kocha, ale nie wiemy, czy tą samą miłością…". WM

une semaine

by 22:59
"Nie wiem, nie wiem. Nie znałem siebie i pewnie nigdy nie będę znał. Coś się we mnie ciągle miotało, czegoś chciałem, a nie wiedziałem czego, najgłupsza rzecz, a wyprowadzała mnie z równowagi, pragnąłem się do czegoś przywiązać, a wszystko odpychałem. Ogarniała mnie bez powodu wściekłość, a za chwilę próbowałem daremnie zrozumieć, dlaczego. A wszystkie tęsknoty, jakie mnie nachodziły, wydawały mi się tęsknotami nienawidzącymi. I nie świata, ludzi, życia, lecz samego siebie. Czy zresztą jakakolwiek tęsknota nie jest skierowana do siebie, za sobą?



Toruń z głową w chmurach

by 22:25
Toruń i najlepsze co mogło mnie tam spotkać - wybranie się na Festiwal teatrów ulicznych. 
Grali : " Z głową w chmurach. Marzyciele" - dobrze się wpasowałam 































Obsługiwane przez usługę Blogger.